Po uczcie duchowej mamy coś na deser 😉

Jeśli czytaliście nasz poprzedni wpis o duchowej uczcie, jaką zaserwował nam wyjazd na Teneryfę w okresie wielkanocnym, wiecie już, że jest mnóstwo powodów, aby zaplanować rodzinny wyjazd, wybierając właśnie tę destynację. Ale poczekajcie, Kochani, to nie wszystko… To był dopiero początek!!! Można powiedzieć, że danie główne. Ale mamy jeszcze coś na deser 😉

Na Teneryfie byliśmy w sumie już 4 razy, na Wyspach Kanaryjskich 7 – raz na Lanzarote, raz na wyspie Fuertaventura i raz na Gran Canarii, na którą ciągnie nas z powrotem, ponieważ – podobnie jak Teneryfę – można nazwać ją kontynentem w miniaturze, tak bogate są obydwie te wyspy w swej różnorodności. Dlaczego na Teneryfę wracaliśmy tak często? Ponieważ taka nadarzała się nam okazja wyjazdowa, a wiedzieliśmy, że nie można się tam nigdy nudzić, że każdy znajdzie dla siebie coś miłego – o czym zaraz się przekonacie.  

A dlaczego akurat Wyspy Kanaryjskie jako główny cel naszych rodzinnych podróży? Po pierwsze – ze względu na klimat – są to bowiem wyspy wiecznej wiosny – podobnie jak opisywana już wcześniej Madeira. 

Na portalach podróżniczych przeczytacie: „Ogólnie na Wyspach Kanaryjskich panuje klimat oceaniczno – subtropikalny, charakteryzujący się umiarkowanymi temperaturami              i rzadkimi, nieregularnymi opadami, zdarzającymi się głównie w wyższych partiach wysp. Pogoda na Wyspach Kanaryjskich nie jest kapryśna. Średnia temperatura zimą to 18 stopni Celsjusza, natomiast latem średnio można zaobserwować 24 kreski powyżej zera.

Najgorętsze miesiące to lipiec i sierpień, ale nawet wtedy dzięki mikroklimatowi i odpowiedniej wilgotności powietrza nie ma upałów i panuje przyjemna, szczególnie dla Europejczyków, temperatura. Sporadycznie latem temperatura przekracza 30 stopni Celsjusza. Zazwyczaj jednak w te najcieplejsze dni lata osiąga poziom 27 – 29 stopni powyżej zera, a brak wartości ekstremalnych, a co za tym idzie afrykańskich upałów, spowodowany jest wpływem prądów morskich, które oddziałują na klimat wysp.”

Z naszych doświadczeń wynika, że w lecie temperatury bywają ekstremalne, ponieważ jeden z naszych wyjazdów na Teneryfę – w sierpniu 2017 roku – pozwolił nam tego doświadczyć. Pomiędzy 12.00 a 17.00 przebywaliśmy w klimatyzowanym apartamencie, więc stanowczo nie polecamy letnich miesięcy na wyjazdy na Kanary. Ale resztę roku, jak najbardziej, choć należy zabrać ze sobą zarówno ubrania letnie jak i coś cieplejszego, bo różnice wysokości – zwłaszcza przy wycieczkach w góry – wiążą się też z różnicami temperatur. 😉  To naprawdę kraina wiecznej wiosny, a sami wiecie – wiosna bywa kapryśna – czasem powieje chłodniejszy wiatr, zwłaszcza, kiedy słońce schowa się za chmurami. A na słońce trzeba też uważać, bo jeśli już świeci, to szybko rumieni nieopaloną skórę, zwłaszcza na nosie, więc trzeba dawkować je stopniowo. Kiedy zatem rozpoczynaliśmy przed laty nasze rodzinne zagraniczne przygody podróżnicze, jako że nie jesteśmy amatorami sportów zimowych, szukaliśmy miejsca, w którym będziemy mogli spędzić ferie zimowe razem z dziećmi, aktywnie i na świeżym powietrzu oraz w promieniach słońca – i tak doszukaliśmy się Wysp Kanaryjskich.

Drugi powód – równie ważny w przypadku podróży z dziećmi – to bliskość tego miejsca od Polski – przelot zajmuje bowiem około 5,5 godziny, a wyloty są z większości polskich lotnisk, w zależności czy wybierzecie podróż z biurem podróży czy na własną rękę. My pierwsze podróżnicze kroki stawialiśmy z dosyć znanymi biurami typu Itaka, Neckermann czy Tui, ale od kilku lat latamy na własną rękę, ponieważ tak jest DUŻO TANIEJ!!! Zwłaszcza, że jesteśmy już 5-osobową rodziną i koszty wakacji są istotnym ich elementem. Ponadto lubimy wypoczywać, nie uzależniając się od godzin powrotów na posiłki, więc  zawsze szukamy apartamentu z pełnym wyposażeniem, co umożliwia nam zaspokojenie wszystkich indywidualnych potrzeb każdego członka rodziny. 😉 A w przypadku biur podróży dostępność apartamentów bywa różna. Doświadczyliśmy też wcześniej wyjazdów typu „all inclusive”, co zwykle kończyło się właśnie koniecznością powrotu do hotelu o określonej porze, a – co gorsze – nadmiarowymi kilogramami po wakacjach, bo wszystko wyglądało tak smacznie i można było jeść bez ograniczeń… Wracając do środka transportu – najlepszym rozwiązaniem jest oczywiście samolot –  choć i droga morska jest możliwa, ponieważ pojawiają się już nawet oferty rejsów po całym archipelagu Wysp Kanaryjskich, ale – uwierzcie – wato na każdą z wysp przeznaczyć minimum 7-dniowy urlop. My za każdym razem wybieramy 14 dni, aby był czas i na relaks i na zwiedzanie, poza tym nawet 5,5 godziny podróży z trójką dzieci w samolocie to i tak w naszym przypadku wyzwanie 😉

Na Teneryfie są dwa lotniska – północne (Norte) i południowe (Sur). To pierwsze jest niedaleko stolicy wyspy Santa Cruz de Tenerife i ma tylko jeden pas, niewiele linii lotniczych je obsługuje. Tenerife Sur to z kolei nowsze i większe lotnisko, ma bodajże 3 albo 4 pasy – jest aktualnie głównym portem lotniczym na wyspie i tam ląduje większość turystycznych linii lotniczych. Zresztą większość z turystów – nie bez powodu – wybiera urlop na południu wyspy – które jest może mniej zielone, bardziej suche, piaszczyste i wulkaniczne, ale też cieplejsze i bardziej słoneczne, a po to głównie leci się na Kanary – aby wygrzać się w słonecznych promieniach!!! Jeśli jednak lubicie aktywny wypoczynek, to zapraszamy do dalszej lektury i nacieszenia się widokami, które możecie naprawdę zobaczyć na własne oczy – bo Bóg poszerza granice – nie tylko nasze – granice wszystkich, którzy Mu na to pozwalają 😉 Ale o tym w następnym wpisie 😉 Tymczasem leeeeeeeeeeecimy………………

Od pierwszego wejrzenia…

Pamiętam nasze pierwsze wakacje na Teneryfie – w Polsce zima – luty, a tutaj przywitał nas powiew ciepłego wiatru, słońce i ta przepiękna roślinność, chociaż może nie jakaś bujna, bo jednak południe wyspy jest dosyć suche i miejscami wręcz pustynne, to egzotyczne rośliny, kwiaty, palmy, kaktusy, które rosną tu jak chwasty… To wystarczy, by człowiek wpadł w urlopowy nastrój. Myślę, że na Was też zrobi to wrażenie i zauroczy od pierwszego wejrzenia 😉

Dla dzieci spragnionych atrakcji

Macie czasem wrażenie, że dzieci mają coraz wyższe wymagania??? Może nasze już widziały dosyć dużo i dlatego, żeby coś je zaskoczyło i zachwyciło, musi to być już COŚ. I choć na starszych atrakcje, jakie za chwilę Wam przedstawię, nie zrobiły tym razem większego wrażenia, to najmłodsza miała dużo frajdy z oglądania egzotycznych zwierząt i zabawy w aquaparku.

Na Teneryfie są dwa duże parki zwierząt – jeden to Loro Park, a drugi Jungla Park. Są też dwa duże parki wodne – Aqualand i Siam Park. Które wybrać – myślę, że wszystkie warte są odwiedzenia, zwłaszcza przy dłuższym pobycie. Każdy ma swoje plusy i minusy i jedyne w swoim rodzaju atrakcje do zaoferowania. 

Loro Park na pewno jest słynniejszy od Jungla Parku – zapewne ze względu na występy orek, w których można wziąć udział – ponadto można tam zobaczyć też pokazy w wykonaniu lwów morskich i delfinów oraz pokaz papug. Na niezbyt wielkim obszarze – klucząc ścieżkami ocienionymi przez palmy – można spotkać też inne egzotyczne zwierzęta. Jungla Park może za to poszczycić się pokazem dzikich ptaków oraz większym obszarem spacerowym. Trudno wybrać, który jest lepszy. Podobno oba parki szczycą się tym, że angażują się w ochronę ginących gatunków. Na pobyt w jednym i drugim najlepiej zarezerwować sobie cały dzień, można przygotować  własny koszyk piknikowy lub kupić jakieś szybkie przekąski na miejscu. 

Jak dojechać? My po wielu doświadczeniach stwierdziliśmy, że najwygodniej jest wynająć samochód i podjechać na własną rękę, aby nie być związanym czasowo z grupą wycieczkową i nie spieszyć się ze zwiedzaniem.

W tym roku odwiedziliśmy tylko Jungla Park, ponieważ nasza niepełnoletnia ekipa wyjątkowo narzekała na liczbę godzin spędzonych w samochodzie, a do Loro Parku zlokalizowanego na północy z południa wyspy jedzie się 1,5-2 godziny, więc sobie odpuściliśmy 😉

Jeśli chodzi o wybór parku wodnego, ten wydaje się nieco prostszy, ponieważ bardziej osławiony – Siam Park – bogaty jest w atrakcje dla osób starszych, powyżej 12 roku życia, a nawet dla dorosłych, więc na mokre zabawy z maluchami polecam Aqualand – tutaj każdy znajdzie coś ciekawego dla siebie – zarówno maluszki, które mają do dyspozycji płytkie baseny z małymi zjeżdżalniami, czy nieco starsze dzieci, jak również dorośli, dla których przygotowano szybkie zjeżdżalnie, na których poziom adrenaliny nieźle idzie w górę 😉 Na pobyt tutaj też zarezerwujcie sobie cały dzień. Warto przyjechać już rano, by znaleźć wolne miejsce a parkingu. Jak najbardziej możecie przygotować się też na piknik, ale jeśli wolicie zjeść na miejscu, nie ma z tym problemu. My mamy już ulubione miejsce w cieniu pod palmami, gdzie rozkładamy ręcznik i  piknikujemy w przerwach między wodnymi harcami, ale można też wypożyczyć leżak i spędzić dzień na kąpielach słonecznych.

Dodatkową atrakcją jest występ delfinów 🙂 🙂 🙂 Frajda dla najmłodszych.

Warto wiedzieć też o tym, że Jungla Park i Aqualand współpracują ze sobą podobnie jak Loro Park i Siam Park – można dzięki temu skorzystać z tzw. „twin ticket” – kupując jednocześnie bilety wstępu do obu miejsc – uzyskujemy zniżkę 🙂

Jeśli jesteście poszukiwaczami szczególnych przygód… to jednak wybierzcie się do Siam Parku i nie przegapcie zjazdu z Tower of Power… Może choć ten jeden raz w życiu… W naszym przypadku jeden raz wystarczył. 😉

A potem możecie jeszcze wyskoczyć na zakupy do pobliskiego centrum handlowego SiamMall – jest to typowe centrum handlowe, jakich u nas wiele, choć na warunki kanaryjskie na pewno wyjątkowe – pamiętam nasze pierwsze wizyty na wyspach i wyjścia do Centro Comerciale  (centrum handlowego), które tak szumie nazwane składało się z kilku sklepików, gdzie wyjątkowo można było trafić na produkty hiszpańskie, a w większości ewentualnie zaopatrzyć się w tanią tandetę. Więc nie dajcie się zwieść pozorom – Centro Comerciale może być nazwą na wyrost 😉 Jednak w przypadku SiamMall – które powstało około dwóch lat temu – możecie liczyć na „poziom europejski” 😉 choć w azjatyckiej aranżacji, ponieważ – podobnie jak w Loro Parku i Siam Parku znajdują się tu liczne tajlandzkie akcenty.  Szkoda, że nie hiszpańskie…

  Wizyta w stolicy

Każda stolica ma to do siebie, że nie brakuje w niej atrakcji. Tak jest również i w tym przypadku!

Santa Cruz de Tenerife to stolica Teneryfy i największe miasto na wyspie. Wielu turystów z Polski właśnie tutaj spędza swoje wakacje. I nic dziwnego. Wspaniały klimat, bogata oferta turystyczna, sporo zabytków i dużo atrakcji dla najmłodszych – to wszystko sprawia, że łatwo tu zapomnieć o codzienności.

Jak ją zwiedzać? Jest wiele możliwości, ale na pierwszy raz ta wydaje się atrakcyjna i pozwala na poznanie miasta w pigułce:

„Zjedź stolicę wyspy na pokładzie autobusu turystycznego i baw się dobrze w Santa Cruz de Tenerife, poznając lepiej miasto, podczas gdy słuchasz audioprzewodnika po Santa Cruz zawartego w cenie biletu.

Wsiadaj i wysiadaj na dowolnym z 15 przystanków na trasie City View w Santa Cruz, aby odkryć pieszo niektóre z najbardziej interesujących miejsc w stolicy Teneryfy i rozkoszuj się przejazdem dwupiętrowym autobusem turystycznym z odkrytym górnym pokładem, abyś mógł podziwiać najlepszy panoramiczny widok na Santa Cruz. Ty wybierasz, gdzie i na jak długo chcesz się zatrzymać. Z biletem na ten autobus turystyczny wsiadasz i wysiadasz tak często, jak chcesz.”

Więcej informacji i możliwość zarezerwowania biletów znajdziecie TUTAJ.

My tym razem poprzestaliśmy na zwiedzaniu stolicy na własnych nogach, powłóczyliśmy się trochę po ulicach miasta, odwiedziliśmy miejsca, których wcześniej się nam nie udało i oczywiście zahaczyliśmy o wszystkie place zabaw po drodze. 😉 Na szczęście jest ich w stolicy sporo!

Nawet na targu Mercado de Nuestra Señora de África (inaczej La Recova)!!! To przepiękny budynek wzniesiony w 1944 roku. W jego wnętrzu – poza placem zabaw 😉 znajdziecie jeszcze dużą halę targową ze świeżymi, lokalnymi produktami! Jeśli chcecie poczuć prawdziwe smaki Wysp Kanaryjskich, to wizyta w Mercado de Nuestra Señora de África musi być Waszym punktem obowiązkowym. Warto zobaczyć to miejsce także ze względu na piękną architekturę, która jest połączeniem stylu kolonialnego i neoklasycystycznego z nutą nowoczesnych rozwiązań.

 

Naszym odkryciem tegorocznej włóczęgi po stolicy Teneryfy było… WYSYPISKO ŚMIECI! Wdrapaliśmy się na sam jego szczyt, by podziwiać przepiękną panoramę miasta 🙂 Serio, serio!!! To stosunkowa młoda atrakcja Teneryfy, bo powstała dopiero w 2014 roku. 

Wyobrażacie sobie nas wspinających się z dzieciakami po wysypisku śmieci??? Hm… Ja też nie za bardzo jestem w stanie sobie to wyobrazić, więc rozwiejmy wątpliwości 😉

Wysypisko śmieci na obrzeżach stolicy zamknięto w 1983 roku, pozostawiając w tym miejscu 40-metrową górę odpadów.

Miasto przez wiele lat nie miało pomysłu, jak sobie z tym poradzić. Dopiero na początku lat 90. z pomysłu Manuela Caballero wykiełkowała idea, która wkrótce miała całkowicie odmienić to miejsce. Budowa rozpoczęła się w 1996 roku i już w pierwszej fazie pochłonęła 4 mln euro, z czego większa część pochodziła ze środków Unii Europejskiej. Góra śmieci zaczęła zmieniać swój kształt. Zainstalowano system odprowadzania gazów, rozpoczęto rewitalizację całego terenu, budowę niezbędnych pomieszczeń oraz założono pierwsze plantacje palm. Lata oczekiwania, aż natura zrobi swoje opłacały się.

Dziś znajduje się tutaj wspaniały ogród botaniczny – Palmetum Santa Cruz Jardín Botanico. Zajmuje obszar 120 000 m2 , specjalizuje się w uprawie palm. Jest ich tutaj aż 600 gatunków, a wszystkie z nich pielęgnowane są bez użycia pestycydów. Znajduje się tu także muzeum poświęcone uprawie palm. Zarezerwujcie kilka godzin, by spokojnie pospacerować wśród oczek wodnych, wodospadów, a przede wszystkim nacieszyć się pięknem i różnorodnością przyrody. 

Czekają też na Was najpiękniejsze punkty widokowe, z których będziecie mogli podziwiać stolicę, wyspę i ocean.

 

Okruchy historii

Kolejnym pięknym miastem, którego nie można pominąć, odkrywając Teneryfę, jest jej dawna stolica – San Cristobal de La Laguna. Dla nas była to jedna z ważniejszych destynacji w czasie tegorocznej wizyty na Teneryfie ze względu na największe i najpiękniejsze procesje Wielkiego Tygodnia, które odbywają się właśnie tutaj. Jeśli lubicie piękną zabytkową architekturę, połączoną z egzotyczną roślinnością, to musicie przyjechać, by pospacerować tutaj. Zresztą tutejsza starówka, utrzymana w kolonialnym stylu, wraz z katedrą i zabudowaniami z XVII i XVIII wieku, została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 1999 roku.

To też dobre miejsce na zakupy, a my ponadto znaleźliśmy pyszną pizzę – niestety, nasze dzieci wolą bardziej włoskie niż hiszpańskie smaki. 😉

Zielona pustkowia północy

Zarówno Santa Cruz de Tenerife jak i San Cristobal de La Laguna to idealne punkty startowe, by wyruszyć w dzikie zielone serce Teneryfy – najstarszy geologicznie obszar wyspy. To wyprawa naprawdę w nieznane – nie wiesz bowiem, co czeka cię za kolejnym z zakrętów, które wydają się nie mieć końca… Ale nagroda jest wyjątkowa. Nie musisz wcale spoglądać przez okno samochodu w przepaść, którą masz kilkanaście centymetrów od skraju drogi, którą podążasz. Możesz przecież patrzeć na zielone zbocza gór Anaga albo lazur oceanu majaczący w oddali. Mijasz kolejne małe osady, zatrzymujesz się na punktach widokowych, by nabrać w płuca orzeźwiające górskie powietrze i…spuścić trochę poziom adrenaliny. 😉 Dojeżdżasz do drogi, która nie prowadzi już dalej i zatrzymujesz się na piknik z zakupionymi przy drodze hiszpańskimi truskawkami. Lokalny sklep może być zamknięty, warto wziąć to pod uwagę, gdyż czas sjesty jest rzeczą „świętą”. 😊 😊 😊

Czy trzeba więcej, by spędzić wspaniały emocjonujący dzień? O nie, zapewniam, że nie trzeba.

Na terenie gór Anaga możesz też uprawiać trekking lub przejść się szlakami tutejszego parku krajobrazowego.

Na pewno można spędzić tu więcej niż jeden dzień, a my jeszcze tu wrócimy 🙂

 Łapiąc słońce

Może zdążyliście już sobie pomyśleć, że większość czasu spędzamy w samochodzie goniąc za atrakcjami. 😉 O te na Teneryfie naprawdę nie trudno – i to w każdym rodzaju – od tych duchowych, poprzez te najłatwiej dostępne – które są na wyciągnięcie ręki – jak wszechobecne piękno otaczającej nas przyrody, kończąc na tych „światowych” jak parki rozrywki, aqualandy czy liczne muzea, które akurat nas nie za bardzo pociągają, bo wolimy spędzać czas na świeżym powietrzu. Jednak nie da się ukryć, że jedną z najdostępniejszych atrakcji na Wyspach Kanaryjskich jest SŁOŃCE. 😉 A jak jest słońce, to czasem przydałaby się i plaża, prawda? Takich na Teneryfie też nie brakuje, choć przygotujcie się na specyfikę kanaryjskich plaż – jako że są to wyspy pochodzenia wulkanicznego – piasek na plaży najczęściej jest… czarny, a jeśli taki nie jest to… został przywieziony. Czarny piasek wyjątkowo lubi przyklejać się do skóry, co też jest swoistą atrakcją 😉 Nam to nie przeszkadzało. 

Plaż na Teneryfie jest bez liku – jako że nas tym razem pognało na północ, by w końcu odkryć góry Anaga, dotarliśmy też w końcu na plażę, która nosi miano najpiękniejszej na Teneryfie – Playa las Teresitas. Znajduje się około 7 km od centrum stolicy wyspy. Jej pochodzenie nie jest co prawda naturalne, gdyż w rzeczywistości była ona pełna skał i nielicznych pasów czarnego piasku. Postanowiono to zmienić w 1973 r. Posłużono się w tym celu piaskiem pochodzącym z zachodniej części Sahary. Zwieziono go tutaj w ilości 270 000 ton, tworząc tym samym unikalną – na skalę całej – wyspy plażę o złociście czystym piasku. 150 metrów od plaży wybudowano także falochron, który z jednej strony sprawia, że wody przy plaży są spokojne i bezpieczne do kąpieli z dziećmi, a z drugiej – utrudnia wymycie importowanego piasku do morza.

Jeśli nie planujecie podróży w góry Anaga, warto wjechać chociaż trochę „pod górkę” w kierunku miejscowości Igueste de San Andres, by dotrzeć do wspaniałego punktu widokowego Mirador Las Teresitas, z którego całą plażę będziecie mieć jak na dłoni.

Pomimo tego, że jednak czarny piasek bardziej przykleja się do skóry i trudniej go z siebie spłukać, my jednak lubimy ciemne plaże, a zwłaszcza tę w miasteczku Los Gigantes z przecudownym widokiem na majestatyczne klify o tej samej nazwie. Zresztą całe miasteczko jest niesamowicie urokliwe i warto pospacerować jego uliczkami i nacieszyć oczy rozciągającymi się z każdej strony urzekającymi obrazkami jak wprost z widokówki.

Jest jeszcze wiele wiele więcej… niespodzianek!!!

O wielu miejscach mogłabym jeszcze napisać, by zachęcić Was do odwiedzenia Teneryfy…

O cudownych miasteczkach na północy wyspy – zniszczonym przez lawę Garachico z pięknymi naturalnymi basenami, które tym razem zastaliśmy w remoncie, za to zjedliśmy tutaj przepyszne lody…

O niesamowitej drodze, która wiedzie na północ po zachodniej stronie wyspy, przedzierając się przez wąwozy, przecinając przepaście, zapierające dech w piersiach, kiedy zza zakrętu słyszy się głośny klakson zbliżającego się autokaru i trzeba cofać stromym zjazdem w dół, by zjechać do specjalnej zatoczki pozwalającej na mijanie się dwóch pojazdów… 

Ale tego nie da się opisać!!! To trzeba po prostu przeżyć!!! 

Wąwóz Masca – destynacja, która przyciąga jak magnes poszukiwaczy… przygód, adrenaliny… albo po prostu tych, którzy chcą ujrzeć to niesamowite miejsce, które Bóg miał już w swoim sercu stwarzając świat. 😉 Te serpentyny pewnie też… Wiedział, że ludzie pokonają przeszkody, by wedrzeć się w te dziewicze tereny, zbudują tunele, drążąc wewnątrz wulkanicznych skał, by pokonywać szybciej odległości, by komunikować się ze sobą, rozwijać handel, gospodarkę i turystykę… 

Tutaj – mam wrażenie, że jeszcze wszystko pozostaje w szacunku do natury, że odległość od kontynentu sprawia, że ten zwariowany postęp nie przybiera takiego tempa. I dobrze, bo to jest to, czego my szukamy w trakcie odpoczynku w promieniach słońca – piękna Boga w Jego stworzeniu, kontaktu z przyrodą – a tego na Wyspach Kanaryjskich jest pod dostatkiem.

Teneryfa i jej tajemnice…

Pomimo że to była już nasza czwarta dwutygodniowa wizyta na wyspie i mamy wrażenie, że wiemy dosyć dużo o jej pięknych zakątkach, nawet tych których jeszcze nie odkryliśmy, ale mamy to w planach 😉 – życie pokazuje (zresztą jak zawsze), że ciągle się uczymy, a potrzeba staje się matką wynalazków 😉 Jako że nasz najstarszy syn upodobał sobie w ostatnim czasie spędzanie czasu w formie „urban exploration” – czyli odkrywaniu opustoszałych budynków, wypatrywałam w czasie naszych wojaży po wyspie takich miejsc i pewnego dnia, kiedy jechaliśmy południową autostradą, zobaczyłam majaczącą w oddali sylwetkę kościoła – wydawało  mi się, że opuszczonego, ponieważ w oknach nie było witraży. 

Kilka chwil później udało mi się zlokalizować to miejsce w internecie i już wiedzieliśmy, że musimy jeden z naszych urlopowych dni przeznaczyć na eksplorację tego opuszczonego miejsca, które okazało się rozległym terenem  z licznymi opuszczonymi budynkami. Było więc co odkrywać 🙂 

Są to ruiny miasteczka, które pierwotnie miało być osadą dla ludzi chorych na trąd. Choroba ta w latach 40. XX wieku stanowiła duży problem na Teneryfie, stąd powstał pomysł, aby odizolować chorych od reszty społeczeństwa i ograniczyć rozprzestrzenianie się epidemii. W międzyczasie wynaleziony został jednak lek i kolonie tego typu przestały mieć sens. Wiele budynków nie zostało więc nawet ukończonych. 

Później w miasteczku stacjonowały jednostki wojskowe. W 2002 roku teren został zakupiony przez włoskiego inwestora, który planował zbudować tu kompleks wypoczynkowy. Prawo turystyczne uniemożliwiło jednak realizację projektu. Od 70 lat wioska stoi więc pusta. Obecnie jest miejscem „z duszą”, nazywanym nawet wioską duchów, nie da się mu bowiem odebrać atmosfery tajemniczości i momentami grozy.  Jednak przede wszystkim można tutaj  podziwiać dzieła uzdolnionych graficiarzy i – niestety – spory bałagan.

Niektóre budynki z powodzeniem jednak adaptują wypoczywający tutaj na dzikim kempingu turyści. 😉 

Jedyny minus tego miejsca, to dosyć silny wiatr od oceanu i piasek wpadający w oczy… Ciekawe, czy tutaj zawsze tak wieje.

Gdybyście zdecydowali się odwiedzić to miejsce, to dajcie nam znać, czy też tak bardzo wiało. A więcej szczegółowych informacji na temat tego jedynego w swoim rodzaju na Teneryfie miejsca znajdziecie TUTAJ.

Z przewodnikiem po wyspie

Jeden z naszych urlopów na Teneryfie, kiedy starsze dzieci były młodsze, a najmłodszej jeszcze z nami nie było, przeznaczyliśmy na gruntowne zwiedzanie wyspy wg informacji zawartych w jednym z książkowych przewodników. I był to też bardzo dobry sposób. Gruntownie zwiedziliśmy każde z miasteczek opisywanych w przewodniku – tym razem nie udało się nam wszędzie wrócić, ale jeśli ktoś Wam poleca, by zobaczyć coś na Teneryfie, to myślę że warto, bo rzeczywiście każdy jej zakątek jest piękny – zawitajcie więc na północy jeszcze do Icod de los Vinos, Orotawy, Puerto de la Cruz, na południu odwiedźcie wietrzne El Medano, historyczne Guimar czy turystyczne kurorty Los Cristianos, Costa Adeje.

Upss… Prawie bym zapomniała o centralnym – dosłownie i w przenośni – obowiązkowym punkcie odkrywania piękna Teneryfy – odwiedzinach w Narodowym Parku Teide, nad którym króluje symbol Teneryfy – Pico del Teide – wulkaniczny szczyt o wysokości 3718 m n.p.m. Na jednym z blogów podróżniczych ktoś napisał:

„Park Narodowy Teide to jest miejsce, które przypomina mi jakimi jesteśmy krasnoludkami w porównaniu z tym, co potworzyła tu natura.” 

I takie rzeczywiście człowiek ma poczucie, nie tylko w tym Parku, ale w wielu miejscach już bardzo turystycznej, ale nadal wciąż pięknej i dzikiej Teneryfy.

Jak myślicie, czy to miejsce na wymarzone rodzinne wakacje???

I jest bardziej w zasięgu Waszych możliwości niż może się Wam wydaje 😉 😉 😉

O tym w następnym wpisie…

Cieszymy się, że nas odzwiedziłeś 🙂

Jeśli chcesz wiedzieć, jak udaje nam się ściągać NIEBO na ziemię,

zostań z nami w kontakcie i obserwuj nasze poczynania

na bieżąco na facebook’owym profilu Fundacji:

https://www.facebook.com/CentrumDobrejNowiny/